0
lubietenstan 19 stycznia 2015 22:54
Poniżej krótka relacja z naszego tygodniowego pobytu na Jukatanie, podczas którego udało nam się odwiedzić Tikal - miasto Majów ukryte w sercu gwatemalskiej dżungli. Choć to własnie Tikal byl glownym celem naszej podrozy, zdecydowalam się umieścić tę relację w dziale dot. Meksyku, bo uważam, że warto wziąć pod uwagę tę wycieczkę jeśli planuje się wynajęcie w Meksyku samochodu dłużej. Długość trasy Cancun-Tikal jest porównywalna z wyjazdem Cancun-San Cristobal (tzn. do Tikal teoretycznie jest bliżej, ale drogi w gorszym stanie). W zaplanowaniu wyjazdu bardzo pomogła nam poniższa relacja z tripadvisor:
http://www.tripadvisor.com/ShowTopic-g2 ... elize.html

DZIEŃ 1:
Przelot z turystami TUI (bezpośrednio z WAW; 1534 zl/osobę) wiązał się z 2 niespodziankami. Po pierwsze, z uwagi na półgodzinne opóźnienie startu wszyscy pasażerowie otrzymali za darmo dostęp do systemu rozrywki pokładowej (normalnie jest płatny). Oferta dość uboga, ale podczas 13 godzinnego lotu zawsze miło coś obejrzeć. Po drugie, z powodu warunków atmosferycznych lecieliśmy na Grenlandią:) Super widoki!
Image
Po przylocie bardzo szybka odprawa paszportowa i celna. Na lotnisku czekal na nas koleś z wypożyczalni AVANT. Pisalam juz w innym wątku, że powód wyboru był jeden - była to jedyna wypożyczalnia, ktora zgodziła się przygotować dla nas dokumenty wjazdowe do Gwatemali w wyprzedzeniem (tzn. tak, że przy odbiorze samochodu na lotnisku dostaliśmy komplet dokumentów). Powiem szczerze, że prawdopodobnie nie jest to zbyt legalna procedura, gdyż dokumenty powinny być najpierw przez nas podpisane, a dopiero potem poświadczone przez notariusza. Tymczasem nasz dokument został poświadczony przez notariusza "z góry". Osobiście mi to nie przeszkadzało, ale uprzedzam, bo może dla kogoś to niezgodne z klauzulą sumienia :)
Koszty wynajmu:
- wzielismy pięciodrzwiowego dodge attitude z automatyczną skrzynią, samochod z 2010 r.
- zaplacilismy lacznie 1.350 zl za tydzien wynajmu (w tym dodatkowe ubezpieczenie, oplata lotniskowa, drugi kierowca, gps)
- zaplacilismy karta kredytową, ale płatność była na miejscu i pytano nas czy chcemy zaplacic kartą czy gotówką
- dodatkowo 160 USD za notarialne pozwolenie wjazdu do Gwatemali (z ciężkim sercem, ale niestety nie da sie tego ominąć)
- samochód mało palił, a benzyna w meksyku i gwatemali jest tania (ok. 1 USD za litr), łącznie za benzynę na 1700 km zapłacilimy okolo 470 zł

Prosto z lotniska pojechaliśmy do Chichen Itza (trasa 202 km, ok. 2 godziny autostradą 180D lub ok. 2 godz. 40 min bezpłatną drogą 180), żeby z samego rana móc rozpocząć zwiedzanie!DZIEŃ 2:
Spaliśmy jak zabici. Jeszcze przed wyjazdem ustaliliśmy, że będziemy wstawać codziennie około 6 rano. Powody są dwa:
1) słońce zachodzi ok. 18, więc warto wstać jak najwcześniej, żeby wykorzystać cały dzień
2) Meksyk i Polskę dzieli 7 godzin różnicy - 6.00 w Meksyku = 13.00 w Polsce; wyjazd trwał tylko tydzień, więc chcieliśmy, żeby powrót do pracy bolał choć trochę mniej.
Po szybkim śniadaniu pędzimy prosto do Chichen Itza. Kolejki nie ma żadnej, opłata za parking = 30 pesos, bilet wstępu: 210 pesos (lub 20 USD). Tuż za kasami można kupić wodę albo wymienić dolary na pesos.
Chichen Itza jest sporym kompleksem, można zwiedzać go na własną rękę lub z przewodnikiem. Polecam tą pierwszą opcję - mieliśmy mapkę z Lonely Planet i w zupełności nam ona wystarczyła bo wszystko zobaczyć. Największe wrażenie robi Piramida Kukulkana. Stajemy tuż przed nią i przez dłuższą chwilę patrzymy w górę. Wiemy już, że warto było przyjechać z samego rana - poza nami w okolicy kręci się tylko paru turystów.
Image
Obchodzimy piramidę ze wszystkich stron szukając najlepszego ujęcia. Fotografowie z nas żadni, ale zrobienie pocztówkowego zdjęcia daje wielką frajdę. Mimo wszystko ja czuję leciutki zawód. Piramida stoi na środku gigantycznego, zadbanego trawnika, wygląda trochę nierzeczywiście. Trochę inaczej sobie to wyobrażałam...
Image
Image
Image
Spacerujemy po całym kompleksie - poza główną piramidą duże wrażenie robi boisko do gry w piłkę i obserwatorium astronomiczne. Łącznie na zwiedzanie warto przeznaczyć min. 2 godziny. Ok. 10 ludzi jest już całkiem sporo, a słońce zaczyna doskwierać. Poświęcamy jeszcze trochę czasu na zrobienie zakupów u lokalsów, którzy są przy każdej, nawet najmniejszej uliczce i sprzedają swoje wyroby. Byliśmy zaskoczeni jakościa sprzedawanych pamiątek - tekstylia, ceramiczne czaszki, kolorowe maski, nawet magnesy na lodówkę są niebanalne. Dalekie do chińskiej tandety dostępnej wszędzie indziej. Można, a nawet trzeba się targować. Zadowoleni zaopatrujemy się w pamiątki dla rodziny i dzięki temu już na początku wyjazdu zdejmujemy sobie ten obowiązek (i przyjemność;)) z głowy.
Po zwiedzaniu pakujemy się do samochodu i wsiadamy do samochodu. Pierwotnie planowaliśmy odwiedzić tego dnia jeszcze cenotę Ik Kil, ale po przemysleniu, że z mokrymi ręcznikami będziemy jechać aż do Belize, rezygnujemy z Ik Kil. Na koniec wyjazdu będziemy w Tulum, a w tamtej okolicy tą też liczne cenoty. Z perspektywy czasu myslę, że warto odwiedzić jednak właśnie Ik Kil. Potwierdzają to zdjęcia innych użytkowników - nasza cenota nie była aż tak spektakularna!
A więc - po zwiedzaniu pakujemy się do samochodu i ruszamy do Valladolid. To kolonialne miasteczko, w którym zamierzamy zjeść coś lokalnego. Nie zostajemy tam długo, bo jeszcze tego samego dnia planujemy dotrzeć do Belize City. Na miejscu spotykamy grupkę turystów, których zapamiętaliśmy z porannej wizyty w Chichen Itza.
Image
Image
Image
Swoje korki kierujemy na targ Bazar Municipal. Jesteśmy tam ok. 12 i to chyba trochę za wcześnie, wiele ze straganów jest jeszcze nieczynnych (w tym te polecane z przewodniku). Niezrażeni wybieramy miejsce, w którym jest najwięcej osób i za ok. 120 pesos dostajemy pyszne tacos i quesadille + najlepszą lemoniadę jaką kiedykolwiek piliśmy. Smakuje jak lekko słodki sok z limonki. Nie ma nic lepszego w gorący dzień. Najedzeni sprawdzamy dalszą trasę - na mapie wszystko wygląda jasno.
Image
Zgodnie z notatkami i mapą, do granicy mamy ok. 300 km, potem jeszcze 140 km w samym Belize. Zgodnie z Google Maps całość powinna nam zająć 5 godzin 16 minut. Mapka tu: https://www.google.pl/maps/dir/Valladol ... 17.5045661
Nastrajamy się pozytywnie, szczególnie że jest ok. 13, więc przed zmrokiem powinniśmy dotrzeć do celu. W ciągu 3 godzin docieramy do granicy Meksyk-Belize. Image
Tuż przed granicą tankujemy do pełna - w Belize benzyna ma być znacznie droższa. Kierujemy się na "Subteniente Lopez/Belice". Po stronie meksykańskiej spędzamy dłuższą chwilę usiłując uniknąć "opłaty za wyjazd z Meksyku". Czytaliśmy o niej na innych forach - zgodnie z tym czego się dowiedzieliśmy, opłata za wyjazd z Meksyku wliczona jest w cenę naszego biletu lotniczego, ale celniczka jest nieugięta. Opłata jest droga i wynosi 336 pesos od osoby (!), ale niestety nasze tłumaczenia na nic się zdają. Kobieta zabiera nam nasze karty wjazdowe i tłumaczy, że nasza opłata obejmuje tylko wylot, a nie za wyjazd lądem. Procedura się przedłuża, kobieta pokazuje nam różne przepisy i wielki napis o opłacie. W końcu ulegamy, ale żądamy potwierdzenia zapłaty. Dostajemy prowizoryczne, zadrukowane karteczki z kwota 336 pesos i szlaban sie otwiera. Kolejny krok to granica Belize. Od razu widać, że to trochę inny swiat. Zero znaków, zero informacji. Zgodnie z instrukcją z tripadvisor zatrzymujemy się w Atlantic Insurance Office, gdzie kupujemy ubezpieczenie na czas pobytu w Belize (cena: 30 dolarów belizyjskich za tydzień, przelicznik na USD jest oficjalnie ustalony na poziomie 1 USD = 2 BZ$, dzięki prostemu przelicznikowi wszędzie można płacić w USD). Wszystko trwa 5 minut, pan jest b. miły. Z naklejką na szybie udajemy się do kontroli paszportowej. Zostajemy poinstruowani, żeby wyjąć bagaże z samochodu - samochód ma przejechac przez granicę pusty (mozna zostawić buty, kurtki i itp, chodzi o wyjęcie dużych bagaży). Zabieramy bagaże i idziemy po pieczątkę wjazdową. Potem idziemy do okiena obok (Customs) gdzie pokazujemy pozwolenie na wjazd do Belize otrzymane od wypożyczalni. Deklarujemy kto jest kierowcą i ta osoba dostaje do paszportu pieczątkę potwierdzającą "prawo poruszania się po Belize". Przy wyjeździe z Belize ta pieczątka jest "anulowana", tzn. przekreślana specjalnym stemplem. Tak zaopatrzeni wracamy do samochodu i pytam czy możemy zapakować bagaże. Celnicy się zgadzają, wsiadany do samochodu i podjeżdżamy do bramki. Celnicy sprawdzają dokumenty i machają nam rękami pozwalając przejechać. Jesteśmy w Belize. No i bomba:)
Dochodzi 16, więc nadal mamy nadzieję, na dojazd do Belize City przed zmrokiem. Niestety już na pierwszym możliwym skrzyżowaniu błądzimy:) nie ma żadnych znaków, jest spory ruch, w dodatku GPS od razu przestaje odbierać, mimo że wypożyczalnia obiecała, że będzie działał. Z pomocą wydrukowanych mapek z google maps i biężacej pozycji GPS obieranej przez nasze telefony, rozpoczynamy nasza tułaczkę do Belize City. W zasadzie droga jest jedna (tzw. Northern Highway), ale jest parę możliwości odbicia w mniejszą drogę. Nie radze tego robić, Northern Highway jest w fatalnym stanie, ale mniejsze drogi to już zupełnie jakaś pomyłka. Monstrualne dziury nie pozwalają jechac szybciej niż 20 km/h. Generalnie jest to najgorszy fragment całej naszej trasy. 140 km zajmuje nam około 3,5 godziny... Wreszcie docieramy do Belize City, w którym leje jak z cebra. Miasto przypomina nam trochę centrum Mombasy. W ciemności i strugach deszczu nasz hotel wygląda dość przerażająco...
ImageGRANICA BELIZE-GWATEMALA
Procedura na granicy jest dość skomplikowana i o wiele bardziej chaotyczna niż przejście Meksyk-Belize.
Wraz z dojazdem na granicę momentalnie pojawiają się lokalni cinkniarze. Wszyscy mają ten samu kurs: 7 queztali = 1 USD. Kurs jest kiepski ale warto to zrobić, bo tuż za granicą będziemy potrzebować waluty, a kantoru brak. Potrzeba:
- 160 queztali na pozwolenie wjazdu samochodem na teren Gwatemali
- 50 queztali opłaty za most, który jest tuż za przejsciem granicznym (i nie da się go ominąć, chyba że wpław;))
- 150 queztali od osoby za wejście do Tikal
Po stronie belizeńskiej idzie łatwo: idziemy do kontroli paszportowej, tam musimy zapłacić 37,5 BZ$ za wyjazd z kraju. jeśli nasz pobyt w Belize trwał mniej niż 24 godziny cena jest niższa. Pasażerowie wracają do samochodu i pokazują celnikom co jest w środku. Podobno zdarza się, że trzeba wszystko wyjąć z bagażnika... Kierowca idzie do okienka odprawy samochodowej, które jest z drugiej strony budynku, w części budynku przeznaczonej dla osób wjeżdżających do Belize. Tam kierowca oddaje pozwolenie na jazdę po Belize. Kierowca wraca do samochodu i przejeżdża przez kwarantannę (przypomina myjnię). Po przejechaniu kwarantanny parkujemy gdziekolwiek (to już gwatemalska strona). Z prawej strony tuż za kwarantanną jest mała budka - osoba w środku wydaje poświadczenie, że samochód przeszedł kwarantannę. Bierzemy kwitek i wchodzimy do budynku po lewej stronie. Najpierw idziemy do odprawy paszportowej. Następnie idziemy do odprawy samochodowej. Wypełniamy formularz (niestety nie jest po angielsku). Przechodzimy do okienka przy którym stoi ochroniarz z karabinem - tam uiszczamy opłatę 160 queztali za pozwolenie wjazdu na teren Gwatemali. Wracamy do okienka odprawy i pokazujemy:
- poświadczenie zapłaty za pozwolenie,
- dowód dokonania kwarantanny
- kopię dokumentów z wypożyczalni
- kopię paszportu kierowcy
- kopię prawa jazdy
- i oryginalny affidavit z wypożyczalni z Meksyku, poświadczający, że mamy prawo nim wjechać do Gwatemali.
W zamian dostajemy naklejkę na szybę i możemy ruszać dalej.
UWAGA!!!! koniecznie trzeba mieć papierowe kopie wszystkich powyższych dokumentów. My nie mieliśmy kopii dokumentów z wypożyczalni i to bardzo opóźniło procedury. Musieliśmy znaleźć ksero w miasteczku w niedziele w południe... nie było łatwo, ale miejscowy pomocnik za drobną zapłatą zabrał nas do jakiegoś dziwnego miejsca, gdzie za równowartość 20 groszy uzyskaliśmy kserówki ;) przygoda jest przygoda. ogólnie jeśli ktoś nie mówi po hiszpańsku to polecam skorzystanie z pomocy miejscowych pomocników. kosztowalo nas to "co łaska" 10 dolarów, ale warto - pomagają tłumaczyć o co chodzi urzednikom (którzy nie mówią po angielsku).

Jazda w Gwatemali to czysta przyjemność. Drogi sa znacznie lepszej jakości niż w Belize i są puste - jeżdża nimi głównie autobusy, motory i konie :) widoki są super, wszędzie zielono!

Po około 1,5 godziny docieramy do Flores. Szybki spacer po miasteczku i natykamy się na lokalny festyn z przemarszem po mieście. Przyłączamy się, a wieczorem chill out nad jeziorem.DZIEŃ 4:

Wstajemy z samego rana, tak żeby obejść Tikal przed upałem. Wstajemy zatem o 6, o 7 jesteśmy już spakowani i po sniadaniu. Podróż z Flores do bramy Tikal trwa dokładnie godzinę, droga jest puściutka. Dojeżdżamy do bramy, kupujemy bilety (2x150 queztali) i mapkę za 10 queztali. Uwaga, w parku nie ma bankomatów - trzeba zabrac gotówkę. Po pokonaniu bramu jedziemy jeszcze ok. 30 minut, zanim dojeżdżamy do parkingu. namierzamy nasz hostel w dżungli i zostawiamy bagaże (http://www.booking.com/hotel/gt/jungle- ... al.pl.html). To fajna opcja bo pozwala zostawić bagaże pod opieką, spedzić cały dzien w parku + zobaczyc zachód lub wschód słońca.

Od razu ruszamy w dżunglę. Wybieramy trasę dookoła całego kompleksu tak, żeby na plac centralny z Gran Jaguar dotrzeć na samym końcu. Kompleks robi niesamowite wrażenie. Idzie się po prawdziwej dżungli, bardzo rzadko mijając innych zwiedzających. co chwila wyłaniają się kolejne piramidy, jedne w całości dostępne, inne zasłonięte i porośnięte mchem. Nasza trasa to Complex Q, R, O, P, Templo IV, Templo III, Templo V, Plac Centralny. Pokonanie całej trasy zajmuje ok. 3 godziny. Na niektóre piramidy można wchodzić, na Templo IV są nawet specjalne schodki. Warto wejsc - z góry widok na dzunglę jest niesamowity! Powoli robi się gorąco, więc pełni wrażeń wracamy do hostelu. Tam szybki obiad, kapiel i ok. 18 wracam do parku żeby zobaczyc zachód słońca. Wyjście z przewodnikiem kosztuje 250 queztali - nie warto tyle placic. warto isc na wlasną rękę, szybkim krokiem spokojnie da się wrócić samemu z dżungli. my bylismy na Templo IV, slonce zachodzi "za" świątynią, za drobną łapówką strażnicy wpuszczają na drugą, niezabezpieczoną stronę. Z perspektywy czasu myślę, że lepszą opcją jest jednak obejrzenie zachodu słońca przy placu centralnym - wtedy slonce zchodzi za piramidami, myślę, że gra świateł musi być niesamowita.
Mission accomplished - pełni wrażeń wracamy do hostelu. Jutro pobudka i powrót do Meksyku.

Dodaj Komentarz

Komentarze (10)

popcarol 21 stycznia 2015 20:09 Odpowiedz
bedzie ciag dalszy??? :)
lubietenstan 23 stycznia 2015 18:28 Odpowiedz
będzie będzie, w weekend podgonię
popcarol 24 stycznia 2015 13:31 Odpowiedz
Dziekuje bardzo, tez za rady w sprawie wypozyczenia auta:) Avant? Ciut drozej, ale chyba sie skusze. Dziekuje:)
popcarol 26 stycznia 2015 09:29 Odpowiedz
Prosimy o cd :) Interesuje mnie Wasze wrazenia z Tulum i okolic, na Belize niestety nie starczy nam czasu :( Zazdroszczę!! :)
lubietenstan 22 lutego 2015 20:34 Odpowiedz
DZIEŃ 3:Noc była ciężka. Wybranie hotelu tuż nad wodą to był kiepski pomysł - całą noc nieprzerwana tropikalna ulewa nie pozwalała nam zasnąć. Parę razy wyjrzałam przez okno - wiał tak silny wiatr, że palmy uginały się jak gałęzie wierzby płaczącej. A pomiędzy nimi nasz wypożyczony samochód... Przeszło mi nawet przez myśl, żeby wyjść na zewnątrz i go przestawić, ale wyobraziłam sobie jak sama obrywam palmą ;) Rano po ulewie nie było śladu - piękne słońce i błyszcząca woda. Szybkie śniadanie i w drogę. Cel na dziś - Flores, Gwatemala. Ale najpierw wyjazd z Belize City. Katorga. Postanowiliśmy wyjechać od razu na Western Highway, ale okazało się to znacznie trudniejsze niż przypuszczaliśmy. Tułaczka wąskimi, dziurawymi, jednokierunkowymi drogami trwała 20 minut, zanim udało nam się wyjechać na drogę prowadząca do Western Highway. Zero znaków, zero oznaczeń ulic, połowa ulic zamkniętych, mocno slumsowate okolice. Ale udało się. Dobra wiadomość jest taka, że Western Highway jest dużo lepszym stanie niż Northern Highway. Przejazd do miejscowości Melchor de Mencos na granicy (z małym zabłądzeniem w miejscowości San Ignacio) zajął nam trochę ponad godziny. Mapka tu: https://www.google.pl/maps/dir/17.49848 ... d17.066667 Generalnie droga jest prosta, trzeba tylko pamiętać, żeby w San Ignacio zjechać na chwilę z Western Highway (tzn. odbić w prawo na most, który jest ""w dole ulicy"), tak jak pokazuje powyższa mapa. W przeciwnym razie łatwo zabłądzić. Nas z opresji uratował kompas i jazda "na czuja" w kierunku zachodnim.
naimad 28 lutego 2015 12:25 Odpowiedz
Czekam na cd :)
turysta-bezendu 28 lutego 2015 12:42 Odpowiedz
Fajna relacja. Planuje niedługo podobna trasę także z chęcią poczytam dalszy ciąg :)
michelle-j-okreglicka 7 maja 2015 17:36 Odpowiedz
lubietenstanbędzie będzie, w weekend podgonię
czekam na kolejne relacje, ostatnio szperałam na temat tych miejsc. fajnie opisane! pozdrawiam
lubietenstan 7 maja 2015 18:07 Odpowiedz
obiecuje dokonczyc wkrotce; ciezki okres w pracy:(
lubietenstan 14 lipca 2015 23:17 Odpowiedz
GRANICA BELIZE-GWATEMALAProcedura na granicy jest dość skomplikowana i o wiele bardziej chaotyczna niż przejście Meksyk-Belize.Wraz z dojazdem na granicę momentalnie pojawiają się lokalni cinkniarze. Wszyscy mają ten samu kurs: 7 queztali = 1 USD. Kurs jest kiepski ale warto to zrobić, bo tuż za granicą będziemy potrzebować waluty, a kantoru brak. Potrzeba:- 160 queztali na pozwolenie wjazdu samochodem na teren Gwatemali- 50 queztali opłaty za most, który jest tuż za przejsciem granicznym (i nie da się go ominąć, chyba że wpław;))- 150 queztali od osoby za wejście do TikalPo stronie belizeńskiej idzie łatwo: idziemy do kontroli paszportowej, tam musimy zapłacić 37,5 BZ$ za wyjazd z kraju. jeśli nasz pobyt w Belize trwał mniej niż 24 godziny cena jest niższa. Pasażerowie wracają do samochodu i pokazują celnikom co jest w środku. Podobno zdarza się, że trzeba wszystko wyjąć z bagażnika... Kierowca idzie do okienka odprawy samochodowej, które jest z drugiej strony budynku, w części budynku przeznaczonej dla osób wjeżdżających do Belize. Tam kierowca oddaje pozwolenie na jazdę po Belize. Kierowca wraca do samochodu i przejeżdża przez kwarantannę (przypomina myjnię). Po przejechaniu kwarantanny parkujemy gdziekolwiek (to już gwatemalska strona). Z prawej strony tuż za kwarantanną jest mała budka - osoba w środku wydaje poświadczenie, że samochód przeszedł kwarantannę. Bierzemy kwitek i wchodzimy do budynku po lewej stronie. Najpierw idziemy do odprawy paszportowej. Następnie idziemy do odprawy samochodowej. Wypełniamy formularz (niestety nie jest po angielsku). Przechodzimy do okienka przy którym stoi ochroniarz z karabinem - tam uiszczamy opłatę 160 queztali za pozwolenie wjazdu na teren Gwatemali. Wracamy do okienka odprawy i pokazujemy:- poświadczenie zapłaty za pozwolenie, - dowód dokonania kwarantanny - kopię dokumentów z wypożyczalni- kopię paszportu kierowcy- kopię prawa jazdy- i oryginalny affidavit z wypożyczalni z Meksyku, poświadczający, że mamy prawo nim wjechać do Gwatemali. W zamian dostajemy naklejkę na szybę i możemy ruszać dalej. UWAGA!!!! koniecznie trzeba mieć papierowe kopie wszystkich powyższych dokumentów. My nie mieliśmy kopii dokumentów z wypożyczalni i to bardzo opóźniło procedury. Musieliśmy znaleźć ksero w miasteczku w niedziele w południe... nie było łatwo, ale miejscowy pomocnik za drobną zapłatą zabrał nas do jakiegoś dziwnego miejsca, gdzie za równowartość 20 groszy uzyskaliśmy kserówki ;) przygoda jest przygoda. ogólnie jeśli ktoś nie mówi po hiszpańsku to polecam skorzystanie z pomocy miejscowych pomocników. kosztowalo nas to "co łaska" 10 dolarów, ale warto - pomagają tłumaczyć o co chodzi urzednikom (którzy nie mówią po angielsku). Jazda w Gwatemali to czysta przyjemność. Drogi sa znacznie lepszej jakości niż w Belize i są puste - jeżdża nimi głównie autobusy, motory i konie :) widoki są super, wszędzie zielono!