0
masaperlowa.pl 2 kwietnia 2015 20:31
Na pierwszy rzut oka wszystkie współczesne miasta arabskie wyglądają jednakowo. Łatwo byłoby je wrzucić do jednego worka i zredukować do głośnych, chaotycznych centrów, których zasadniczo nie ma sensu odwiedzać, nie wspominając o darzeniu ich jakąś wyjątkową sympatią. Amman, stolica Jordanii, zamieszkiwana przez ponad 2 mln mieszkańców, nie mogą pochwalić się - może poza ruinami rzymskimi - jakimiś oczywistymi atrakcjami. Tym bardziej, jeśli się już takowe zaczyna znajdywać, poznawanie miasta przynosi więc wyjątkową radość. A to osobliwe mieszkanie Diwan Duke, w nieodróżniającej się od reszty budynków kamienicy, a to ascetyczne muzeum sztuki nowoczesnej Darat Al-Funu, czy wreszcie widok na całe miasto z usytuowanego na jednym ze wzgórz Wild Jordan Cafe. Jeśli dobrze się przyjrzeć, to okaże się, że Amman to coś więcej - a może przede wszystkim więcej - niż górująca nad stolicą cytadela.





Restaurację Hashem (ulica króla Faisala) polecają wszyscy w okolicy. Jeśli się tam wybierzesz, będzie to najlepsze wydane 6 dinarów (ok. 30 złotych). W tej cenie dostajemy zestaw, na który składa się hummus, falafele foul, pita i frytki. Do tego świeże mięsiste pomidory, dojrzała cebula, kilka gałązek świeżej mięty na dobre trawienie i słodka herbata. Nie serwują tu zresztą nic innego - nie ma więc karty, a jedyne pytanie jakie zadaje obsługa, to dla ilu osób potrzebny jest stolik. Wszystko wprawdzie wegetariańskie, ale nawet tacy mięsożercy jak ja, po zjedzeniu wszystkich tych smakowitości, przez kolejne 24 godziny nawet nie pomyślą o kebabie. Mieszcząca się na świeżym powietrzu restauracja Hasehm - odwiedzana tłumnie przez rodziny, starszych panów i turystów - uznawana jest na jedną z najstarszych restauracji w Ammanie. Najedzeni, możemy wziąć się za zwiedzanie.







Diwan Duke to niewielkie muzeum urządzone w budynku z 1924 roku, gdzie dawniej mieścił się po kolei urząd pocztowy, a później hotel. Samo określenie "diwan" w języku arabskim oznacza dom dla gości. W 2001 roku, Mamdouh Bisharat zaadaptował wnętrza w taki sposób, aby oddawały one hołd artystycznemu dziedzictwu miasta i poniekąd przeciwstawiały się dominującym trendom modernizmu. Każde z pięciu pomieszczeń urządzone jest w osobliwym, oryginalnym stylu i mieści książki, wyszukane meble, niezwykłe ozdoby i zabawki. Przechodząc między pokojami, ma się wrażenie, że zakłóca się czyjąś prywatność, podgląda czyjeś codzienne życie. Ściany zdobią portrety, obrazy, grafiki i mapy. Muzeum zachwyca kunsztem z jakim je urządzono, a równocześnie jest na tyle małe, że nie oszołamia, ani nie nuży. Kręcono tu filmy, goszczono monarchów i ciągle zaprasza się osobistości ze świata artystycznego Ammanu. To jedyny w swoim rodzaju skarb, niespodziewany rarytas, prawdziwy rodzynek. Wstęp tu jest darmowy, ale - aby ułatwić zarządzającym ewidencję odwiedzających - goście proszeni są o wpis do księgi pamiątkowej. W ten sposób oszacowano, że Diwan Duke przy ulicy Króla Faisala, odwiedza rocznie 90.000 gości. Rozochoceni? Pamiętajcie, że to nie jedyne miłe oku miejsce w Ammanie.







Centrum Sztuki Współczesnej Darat Al-Funun, które świętowało niedawno ćwierćwiecze swojej działalności, to odpowiednik warszawskiego Zamku Ujazdowskiego. Sześć budynków powstałych w latach 20tych minionego wieku, które znajdują się w miejscu, gdzie archeolodzy odnaleźli pozostałości po rzymskich budowlach, zostało pod koniec lat 80tych gruntownie odrestaurowanych i przekazanych fundacji, której celem stała się promocja młodych talentów. Nie tylko Jordańczyków. Jeśli przyjrzeć się bowiem historii ostatnich 60 lat, to stanie się oczywiste, że imigranci z Palestyny, Iraku i ostatnio Syrii, mocno odznaczyli się na współczesnej demografii Jordanii, a więc pośrednio na tym, czym zajmuje się sztuka współczesna. Palestyna i sztuka Palestyńczyków dominuje zresztą tematykę prac pokazywanych w Darat Al-Funun. Na przykład, "ex libris" Emily Jacir to prezentacja zdjęć palestyńskich książek zrabowanych i trzymanych pod kluczem przez Izraelczyków do których dotarła artystka, a paradokument "Lydda Airport" pokazuje początki wojskowego lotniska w palestyńskim mieście Lydda, czyli obecnego izraelskiego portu imienia Bena Guriona, przez pryzmat pewnej romantycznej historii... O ile prezentowane prace to ciekawa alternatywa dla tego, co zwykle widzi się w europejskich galeriach sztuki współczesnej, to same wnętrza budynków można potraktować w kategoriach estetycznych. Rzadko widzi się, jak świetnie wystrój komponuje się tym, co wisi na ścianach.
Wspinaczka na wzgórze, na którym mieści się galeria, to przyjemny zaledwie kilkunastominutowy spacer z głośnego centrum, choć lepiej unikać upalnych godzin około południowych. Na wytrwałych i zdeterminowanych czeka modna kawiarnia.







Ze względu na swoje górzyste położenie, panoramę Ammanu można oglądać i fotografować z wielu miejsc w mieście. Perfekcyjnie nadaje się do tego przede wszystkim cytadela (wstęp na teren muzeum 2 dinary), gdyż pozwala ona spojrzeć na miasto ze wszystkich stron. Włączcie w swoich telefonach kompas dla lepszego zrozumienia topografii, a następnie spójrzcie na panoramicznymi tablice z zaznaczonymi kluczowymi budynkami i obiektami o charakterze turystycznym. Same rzymskie pozostałości i muzeum archeologiczne to atrakcja tylko dla prawdziwych pasjonatów.
Aby z kolei mieć dobry widok na wysokie na 830 metrów wzgórza al-Qala, można wdrapać się (ewentualnie za dinara podjechać taksówką, jeśli stawy i przepocona koszulka odmówią posłuszeństwa) do sklepo-kawiarni Wild Jordan Cafe. To mekka ammańskich yuppi i pracujących w mieście obcokrajowców, czego zresztą najlepiej dowodzą nazwy napojów i ich ceny. Wild Jordan to także sklep z oryginalnymi, ręcznie wykonanymi przedmiotami i organiczną żywnością. Oliwne mydła działają kojąca na powonienie. Czas przenieść się dalej, zwłaszcza że czekają fajerwerki.





Al Rainbow to ulica, która budzi się do życia wieczorami, szczególnie w weekend. Niech nie myli Was nazwa - nie ma ona w sobie nic tęczowego, chyba że tak nazwać kolorowy korowód młodych Jordańczycy lustrują się wzajemnie z góry do dołu, którzy wyłaniają się z aut zwalniające do prędkości, przy której gaśnie silnik. To tutaj zobaczymy najwięcej tutejszej bananowej młodzieży, modnie ubranej aspirującej klasy średniej i minimalistycznie zaprojektowanych kawiarni, gdzie łatwiej o sushi niż hummus. Jednak przekąski przygotowywane tuż za posterunkiem policji w małym punkcie Falafel Al Quds także cieszy się popularnością. Kosmopolityczny tłum gromadzi się w wielu miejscach, ale wystarczy zajrzeć choćby do sklepu Mlabbas, który sprzedaje m.in. vintage'owe arabskie T-shirty oraz organizuje muzyczne gigi na piętrze i wymienić parę zdać z młodą ekipą sklepu, żeby dowiedzieć się czegoś o młodych Jordańczykach. Zabawne, jak młodzi ammańczycy ironicznie podchodzą do swojego otoczenia i samych siebie. Co ciekawe, po raz kolejny w Ammanie słyszę, że ktoś woli zarobić mniej, ale nie pracować na pełnych obrotach. Zaskakujące w mieście, które w swoich gospodarczych ambicjach wzoruje się na Dubaju.
Al Rainbow to bezsprzecznie najlepsze miejsce, żeby dowiedzieć się, czym żyje współczesny Amman i zapewne obalić wiele stereotypów na temat Jordańczyków - jeśli jakiekolwiek jeszcze się ostały.

http://www.masaperlowa.pl

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

pegie84 2 kwietnia 2015 21:42 Odpowiedz
Nie ma już flagi Jordanii widocznej ze wzgórza Cytadeli? ;o
masaperlowapl 3 kwietnia 2015 00:11 Odpowiedz
Chodzi ci o ten najwyższy na świecie maszt? Flaga dumnie powiewa - któż śmiałby ją likwidować...