+5
novaq64 16 lipca 2016 00:12


Dziś chciałbym Was zaprosić na wycieczkę po Gwatemali prosto do świata żyjących współcześnie Majów. Pozornie mogłoby się wydawać, że Majowie to melodia przeszłości, po której zostały jedynie na wpół zapomniane ruiny prekolumbijskich świątyń gdzieś w głębi dżungli Ameryki Środkowej. Nic bardziej mylnego ! Majowie istnieją nadali i zachowali sporą część swojej kultury sięgającej czasów daleko sprzed inwazji hiszpańskich konkwistadorów. Wydaje się, że wreszcie nastały w miarę dobre czasy dla Majów, którzy po wielu latach brutalnych prześladowań powoli zaczynają być traktowani z należnym im szacunkiem. Na pewno wiele jeszcze zostało do zrobienia by spełniły się marzenia noblistki Rigoberty Menchu, która powiedziała kiedyś o sobie i swoich ludziach: We are not myths of the past, ruins in the jungle or zoos. We are people and we want to be respected, not to be victims of intolerance and racism.

Gwatemalę można podzielić mniej więcej na 4 regiony: wielką zalesioną nizinę Peten na północnym zachodzie, górską część środkową, wybrzeże Morza Karaibskiego oraz wybrzeże Pacyfiku. Generalnie najwięcej Majów można spotkać w części środkowej. Majowie są dość mocno zróżnicowani wewnętrznie i dzielą się na różne odłamy pośród których należy wymienić m.in. Achi, Akatek, Chuj, Ixil, Jakaltek, Kaqchikel, K'iche', Mam, Poqomam, Poqomchi', Q'anjob'al, Q'eqchi', Tz'utujil i Uspantek. Każda grupa ma swój własny język, zwyczaje i styl ubierania się.

Wraz z Małgorzatą na przełomie stycznia i lutego mieliśmy ogromną przyjemność podróżować po terenach zamieszkanych przez Majów w tym przede wszystkim przez grupy K'iche', Ixil oraz Q'eqchi, przy czym Kicze (polski odpowiednik nazwy K'iche') to zdecydowanie najliczniejsza i najbardziej wpływowa grupa w Gwatemali.

Zapraszam Was na fotorelację z podróży, której głównymi bohaterami będą tym razem ludzie, a zwłaszcza niesamowicie ubrane kobiety.

Naszą podróż zaczęliśmy od Antigua Guatemala - dawnej stolicy Gwatemali (będzie jeszcze osobny wpis na temat Antigui i okolic) gdzie przyjechaliśmy prosto z lotniska w Guatemala City późno w nocy. Antigua, pomimo swoich niewielkich rozmiarów, jest obok otoczonego wulkanami Lago Atitlán największą enklawą turystyczną w kraju oraz stosunkowo nowoczesnym i kosmopolitycznym miastem. Znaczna część mieszkańców ubiera się na modłę współczesną i prowadzi różnego rodzaju małe biznesy głównie dla turystów. Co rusz można napotkać hostel, restaurację, pralnię, agencję wycieczek, sklep z pamiątkami czy szkołę języka hiszpańskiego. Niestety znaczna część tych interesów należy do obcokrajowców







Wystarczy jednak dobrze się rozejrzeć lub wyjść poza obręb starego miasta by napotkać przepiękne ubrane Panie.









Antigua przyciąga wielu okolicznych mieszkańców, którzy próbują ciężką pracą zarobić jakiś grosz na turystach sprzedając na ulicy pamiątki. Zdecydowana większość sprzedawanych towarów to rękodzieło najwyższej próby, które wymaga ogromnego nakładu pracy. Gwatemalki często są zdesperowane by sprzedać cokolwiek, komukolwiek za cenę na granicy opłacalności. W ostatnim okresie powstał m.in. na skutek działalności organizacji NGO szereg swego rodzaju kooperatyw gdzie na uczciwych warunkach Gwatemalki tkają i zarabiają. Pamiętajcie o tym będąc w Gwatemali i nie targujcie się na siłę, kupcie też jakąś drobną rzecz nawet jak nie jest Wam potrzebna.





Historia obeszła się z Majami bardzo brutalnie. Zostali podbici przez Hiszpanów w 1524 r. i zaciągnięci do niewolniczej pracy na rzecz kolonizatorów. Wyjątkowo czarną kartę w historii zapisał Pedro de Alvarado - konkwistador w służbie Hernana Cortesa. W okresie późniejszym ich sytuacja właściwie nie uległą zmianie. Uzyskanie przez Gwatemalę niepodległości w 1821 r. miało wpływ co najwyżej na stosunki pomiędzy Hiszpanami urodzonymi w Gwatemali (criollos), względnie pół krwi Hiszpanami (ladinos), a koroną hiszpańską. Majowie cały czas znajdowali się na samym dnie łańcucha pokarmowego. Po roku 1821 r. Gwatemala z różnym skutkiem próbowała się zmodernizować, ale ciągle coś stało na przeszkodzie i stopniowo uzależniała się od obcego kapitału m.in. w latach 1873-1885 za kadencji prezydenta Justo Rufino Barriosa Gwatemala została w znacznej części przejęta przez rodziny niemieckich plantatorów kawy oraz przyznano niekorzystne do lokalnej ludności koncesje firmom zagranicznym. Następnie różnej maści dyktatorzy (Jorge Ubico czy Manuel Cabrera) będący opłacanymi sługusami USA zmieniali się jak w kalejdoskopie i dbali jedynie by dostarczać darmową siłę roboczą do United Fruit Company (obecnie Chiquita Brands International) - faktycznego monopolisty na rynku handlu owocami, który zamienił kraje Ameryki Środkowej w przysłowiowe republiki bananowe.

Nadzieja na zmiany pojawiła się w roku 1945 kiedy do władzy doszedł Juan José Arévalo Bermejo, który zainicjował szereg reform mających na celu poprawę sytuacji lokalnej ludności. Jak można się domyśleć USA i United Fruit Company natychmiast oskarżyły go o propagowanie komunizmu i doprowadziły do upadku. Jego następca Jacobo Arbenz Guzmán próbował zainicjować reformę rolną, która zmieniłaby znacząco strukturę właścicielską ziemi w Gwatemali. Tym razem USA poczuło się na tyle zagrożone, iż przy pomocy CIA dokonało zamachu stanu w 1954 r.

Bezpośrednią konsekwencją powyższych wydarzeń był wybuch wojny domowej w Gwatemali pomiędzy rządem, a lewicową partyzantką, który tlił się przez 36 lat, aż do 1996 r. W konflikcie tym jak zwykle najbardziej ucierpieli bogu ducha winni Majowie. W czasie wojny domowej o prawa Majów i o zaprzestanie prześladowań upomniała się Rigoberta Menchú Tum, która następnie za swoje działania („Za jej pracę na rzecz sprawiedliwości społecznej i pojednania etniczno-kulturowego opartego na poszanowaniu praw ludności tubylczej”) otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla.

Czy w tak dramatycznych okolicznościach mogło w ogóle cokolwiek pozostać z dawnej kultury Majów ? Na szczęście okazuje się, że tak.

Z Antigui wybraliśmy się do miejscowości Chichicastenango, bardzo ważnego ośrodka kultury Majów Kicze gdzie dwa razy w tygodniu (czwartki i niedziele) odbywa się tradycyjny targ. Do ChiChi można bez problemu dojechać tzw. chicken busem. Chcieliśmy pójść na targ z samego rana dlatego przyjechaliśmy na miejsce już w środę wieczorem. Z bazą hotelową nie jest tu najlepiej, ale udało nam się telefonicznie zarezerwować pokój w El Mashito zlokalizowanym przy 8a Calle. Niektórzy sprzedawcy (głównie kobiety) zaczęli rozstawiać swoje kramy już w nocy. Dookoła było pełno garkuchni gdzie można było zjeść pyszne aromatyczne tortille kukurydziane ręcznie uklepywane przez Gwatemalki i popularne tutaj frytki.



Chichicastenango i 18 stopni wiodących do kościoła św. Tomasza zbudowanego na ruinach dawnej świątyni prekolumbijskiej. Do dnia dzisiejszego odprawiane są tu przedchrześcijańskie rytuały, palone są świecie i kadzidła. Schody pełnią również rolę kalendarza Majów gdzie każdy stopień symbolizuje inny miesiąc.



Początek dnia w Chichicastenango podziwiamy przepiękne, kolorowe rękodzieło i tkaniny.































Przed kościołem Capilla del Calvario. Często nie wiadomo gdzie zaczyna się, a gdzie kończy granica pomiędzy tradycyjnymi wierzeniami Majów, a chrześcijaństwem. Majowie są z całą pewnością bardzo religijni i przesądni. Mimo tego, że katolicyzm był religią oprawców z Europy i pewnie przyczynił się do kolonizacji, to trzeba przyznać, że Kościół katolicki wielokrotnie stał na straży praw Majów. Należy wspomnieć chociażby o hiszpańskim duchownym w osobie Bartolomé de Las Casas, który przyczynił się do uchwalenia w 1542 przez króla Karola I karty praw Indian (Leyes Nuevas). Na jego cześć nazwano miejscowość Fray Bartolomé de las Casas.



Wnętrza Capilla del Calvario.





Usiadłem na chwilę przed wejściem do naszego hotelu i zrobiłem mini sesję przechodzącym ludziom. Na zdjęciu sprzedawca lodów. Mężczyźni nie posiadają tak pięknych strojów jak kobiety, choć są takie regiony w Gwatemali gdzie również faceci noszą się na kolorowo.









Przy kaplicy cmentarnej na obrzeżach Cichicastenango. Tutaj również odbywa się palenie rytualnych kadzideł.





Tak wygląda gwatemalski cmentarz.



Po południu wróciliśmy jeszcze raz na targ by zaopatrzyć się coś do jedzenia i w pamiątki.











Niedaleko targu znajduje się mała galeria zorganozowana przez Project Guggenheim gdzie młodzież może rozwijać swoje pasje. Więcej na ten temat: http://www.projectguggenheim.org/pg/Index.html



Przed wejściem do galerii.



Docieramy do okolicznego wzgórza gdzie znajduje się świątynia Majów (Pascual Abaj) i bóstwo zaklęte w kamień. Świątynia to tak na prawdę ołtarz ofiarny. Bóstwo nazywa się Huyup Tak'ah i liczy sobie ponoć tysiące lat. Mieszkańcy składają bóstwu różnego rodzaju ofiary m.in. jedzenie, alkohol, papierosy, a nawet kurczaki (sami widzieliśmy kurczaka w worku czekającego na egzekucję).









W Gwatemali dużą popularnością cieszy się Maximon, który wieczorami peregrynuje od domu do domu. Maximon stanowi połączenie kultów sprzed czasów Kolumba oraz chrześcijaństwa. Jego nazwa pochodzi od XVI wiecznego duchownego San Simóna niosącego pomoc lokalnej ludności. Maximon w zamian za papierosy i alkohol pomaga ludziom w ich codziennych troskach.



Rytualne maski Majów.

Do dnia dzisiejszego dwa razy w roku (20 i 25 stycznia) w miejscowości Rabinal odbywa się spektakl/przedstawienie teatralne oparte na sztuce spisanej w językach Majów i dotyczącej wydarzeń wyłącznie z czasów sprzed inwazji Hiszpanii. Festiwal Rabinal Achi jest oficjalnie uznawany za Arcydzieło Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Podczas tego festiwalu wykorzystywane są charakterystyczne maski (nieco inne niż na zdjęciu).

Innym istotnym zabytkiem literatury Majów jest święta księga Kicze o nazwie Popol Vuh, w której zawarty jest m.in. mit o stworzeniu świata. Książka jest przetłumaczona na j.polski. Była inspiracją dla wielu artystów świata zachodniego w tym dla Wernera Herzoga.



Czekamy na chicken busa do Nebaj - górskiej miejscowości gdzie zamieszkują Majowie Ixil. Jest to bardzo odległy zakątek świata, jedźcie tam za dnia bo możecie mieć problem ze znalezieniem noclegu. My spaliśmy w hostelu o nazwie La Luna (albo jakoś podobnie). Gdy przyjechaliśmy to wyglądał na całkowicie opuszczony, drzwi były zamknięte. Dopiero jak pochodziliśmy po sąsiadach to ktoś kogoś zawołał i był ok. Wieczorem ulice są praktycznie puste i ciężko byłoby o pomoc. W Nebaj są dwa bankomaty, jeden przy rynku (był nieczynny) i jeden przy stacji benzynowej. Jest biuro turystyczne, które teoretycznie zorganizuje Wam trekking po górach z noclegami w lokalnych wioskach, ale w czasie naszego pobytu nic nie było dostępne. Da się dogadać po hiszpańsku. Większość Majów posługuje się przede wszystkim swoim dialektem, sporo z nich to niestety analfabeci, więc bariery często są duże.



W drodze do Nebaj.



Poranek w Nebaj i pierwszy spotkanie z Majami Ixil. W nocy było dość chłodno, w Gwatemali dwugodzinna podróż potrafi człowieka przenieść pomiędzy kilkoma strefami klimatycznymi.



W Nebaj zaczepił nas lokalny przewodnik. Przynajmniej za takiego się podawał (miał jakąś akredytację itd.). Wyglądał na prawdę smutno i strasznie był nam go żal, bo turystów tu jak na lekarstwo. Mimo, że hiszpańskiego nie znamy prawie w ogóle daliśmy się za odpowiednią opłatą oprowadzić po okolicy i postawiliśmy mu śniadanie.



Nasz przewodnik opowiedział nam historię bombardowań, które miały miejsce w okolicach Nebaj podczas wojny domowej. Zginęła praktycznie cała jego rodzina. Przypomnę tylko, że Majowie w omawianym konflikcie byli stroną neutralną, ale rząd wykorzystał pretekst do prowadzania polityki dalszego wynaradawiania m.in. zakazując noszenia tradycyjnych strojów.



Kwestia odpowiedniego pochówku dla Majów jest szalenie istotna, niektórzy długo czekali na to żeby móc godnie pożegnać swoich bliskich (konieczne były ekshumacje ze zbiorowych mogił, co utrudniał rząd).



Tablica Czerwonego Krzyża upamiętniająca masakrę z 1982 r. oraz przeniesienie zwłok na cmentarz w Nebaj w 2013 r. W przypadku Majów Ixil można mówić o zbrodni ludobójstwa, najgorzej było za czasów dyktatora Efraína Montta, który w 2013 roku został skazany za najcięższe zbrodnie przeciwko ludzkości.



Dzieci chodzą do szkoły, oby miały lepsze życie niż ich przodkowie.



Panorama Nebaj.



Tu składane są ofiary za pomordowanych.





Charakterystycznym elementem stroju Majów Ixil jest nakrycie głowy i czerwone spódnice.



Idziemy do sąsiedniej wioski o nazwie Acul.



Klimat górski był bardzo odświeżający.









Główna ulica Acul. Bardzo tu swojsko.



W Acul jest jedno zaskakujące i kompletnie nieprzystające do reszty miejsce. Coś na kształt agroturystyki, ale na poziomie jakości porównywalnym z Alpami. Okazuje się, że w przeszłości do wisoki Acul przywędrowało dwóch włoskich braci o nazwisku Azzari. Tak im się tam spodobało, że postanowili zostać i założyli gospodarstwo produkujące sery, które istnieje do dziś (na zdjęciu). Jeden z braci później został bokserem i zmarł na ringu. Gospodarstwo zostało przekształcone w ośrodek dla turystów, chętnie bym tam został (ceny nie były wygórowane), ale śpieszyliśmy się z kolejnym etapem podróży.



Na zdjęciu wyborny stek wołowy z serem ala mozzarella pomiędzy plackami kukurydzianymi. Generalnie kuchnia gwatemalska jest bardzo prosta i smaczna, podstawą jest grillowane mięso i kukurydza. Mają bardzo smaczne i pożywne śniadanie w postaci granoli o nazwie mosh, którą można kupić przy drodze w czasie porannej podróży autobusem.



Pamiątka po włoskich imigrantach.





Wyjeżdżamy z Acul do Nebaj.



Wieczór na głównym placu w Nebaj.





Zakończył się dzień targowy. Powoli żegnamy się z Nebaj. Z samego rana (4.00 rano) wyruszyliśmy drogą numer 7W do Coban. Jest to dość alternatywna trasa ale nie trzeba się było wracać na południe, mieliśmy potem bliżej do naszych kolejnych celów: Peten i Bezlie.



Jeden dzień spędziliśmy na wypoczynku w Semuc Champey (będzie jeszcze wpis o tym) gdzie z kolei spotkaliśmy Majów Q'eqchi. Tym razem to bardziej oni przyglądali się nam niż my im, gdyż do Semuc Champey przybywa bardzo wielu turystów. Ich stroje znacząco różnią się od "górali", są zdecydowanie lżejsze co pewne uzasadnione jest zupełnie innym klimatem Semuc Champey.





Majowie są bardzo skryci i nieśmiali, owiani jakąś dziwną tajemniczością.



Na koniec zjedliśmy bardzo smaczny i prosty obiad przygotowywany przez lokalne businesswoman.

Kolejny wpisy z Gwatemali już niebawem.

Po więcej relacji zapraszam na mojego bloga http://blogpodrozniczymichalanowaka.pl/

Pozdrawiam
Michał Nowak

Dodaj Komentarz

Komentarze (10)

ewaolivka 17 lipca 2016 21:41 Odpowiedz
Bardzo ciekawe. Podobają mi się zdjęcia-oddają klimat. I cudne te kolory tkanin! Uwielbiam takie energetyczne barwy i miałabym nadbagaż w drodze powrotnej ;). Dziękuję za egzotyczną podróż :)
pawelek308 17 lipca 2016 22:44 Odpowiedz
Super relacja! Od długiego czasu planuję podróż do Gwatemali. Kiedy i po ile kupowaliście bilety?
novaq64 17 lipca 2016 22:50 Odpowiedz
pawelek308Super relacja! Od długiego czasu planuję podróż do Gwatemali. Kiedy i po ile kupowaliście bilety?
Bilety kupiliśmy z ok. 3 miesięcznym wyprzedzeniem do Cancun w Meksyku za ok. 400 euro (promocja Air France/KLM) z wylotem z Monachium. Z Cancun kupiliśmy bilety linii Volaris do stolicy Gautemala City cena ok. 200 zł.
tuan 17 lipca 2016 23:29 Odpowiedz
Kiedyś Majów można było spotkać pośród nas - np. na wylocie z dworca PKP KAtowice, a teraz?
novaq64 17 lipca 2016 23:34 Odpowiedz
tuanKiedyś Majów można było spotkać pośród nas - np. na wylocie z dworca PKP KAtowice, a teraz?
Pamiętam te piękne czasy, ale obawiam się, że byli to raczej jacyś Inkowie z Peru ;)
aromadisiac 18 lipca 2016 08:05 Odpowiedz
Amerykę Południową/środkową uwielbiam za kolory i historię, o której często już nikt nie pamięta. Czytam takie wpisy i zaczyna się we mnie gotować - ja też chcę to zobaczyć i poczuć na własnej skórze :)
kia-80 8 sierpnia 2016 11:14 Odpowiedz
Kolorowo w każdym wymiarze ;O) Aż chce się żyć ;o)
ara 8 sierpnia 2016 12:36 Odpowiedz
Ale ładnie, kolorowo! świetna wyprawa, czekam na ciąg dalszy :)
kia-80 8 sierpnia 2016 12:43 Odpowiedz
tuanKiedyś Majów można było spotkać pośród nas - np. na wylocie z dworca PKP KAtowice, a teraz?
grają w Jawrzonie przy ul.Kociej w każdą sobotę ;o)
kia-80 8 sierpnia 2016 12:46 Odpowiedz
kia-80
tuanKiedyś Majów można było spotkać pośród nas - np. na wylocie z dworca PKP KAtowice, a teraz?
grają w Jaworznie przy ul.Kociej w każdą sobotę ;o)